Najpyszniejsza forma batatów jaką kiedykolwiek jadłam. I chyba również najprostsza.
Przepis znalazłam kiedyś na tym blogu, robiłam wielokrotnie, i po jakimś czasie opracowałam sposób jaki najbardziej mi smakuje.
FRYTKI Z BATATÓW
Składniki:
(jeśli jedzone z czymś to dwie porcje - ja niestety zjadam całość na raz)
- 2 bataty
- łyżeczka rozmarynu
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- sól
- odrobina chili - opcjonalnie
Bataty obrałam pokroiłam w słupki, polałam oliwą, posypałam solą i rozmarynem, wymieszałam porządnie. Ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Piekłam w temperaturze 180 stopni 30 minut + 10 minut z termoobiegem.
Ponieważ mija mniej więcej rok od kiedy zmieniłam w sposób radykalny mój sposób żywienia, potrzeba mi jakiegoś małego podsumowania.
DLACZEGO DIETA
Musiał niestety być do tego bodziec, zdrowotny. I to nie byle jaki, na tyle mocny, żeby środki były radykalne, żadnych półśrodków. Nikomu podobnych bodźców nie życzę. Ale widać tak musiało być. Żałuję tylko że tak późno, gdybym wcześniej wiedziała jaki będzie mieć to wpływ na moje zdrowie, gdybym spróbowała, podobne bodźce nie byłyby mi w ogóle potrzebne.
Więc najpierw był impuls, z wielkim trudem ale dużą motywacją przestałam jeść byle co i zaczęłam sobie gotować, a potem mi się po prostu spodobało. To jest fajna zabawa, nawet jeśli czasem trochę brakuje czasu.
NA CZYM SIĘ OPARŁAM
- Po pierwsze odrzuciłam wszystkie mocno przetworzone produkty, te które składają się z wszystkiego tylko nie z tego co maja w nazwie. Bez glutaminianu sodu, spulchniaczy, przeciwutleniaczy - żadnych sztucznych ciastek, wędlin, serków, jogurtów, kupnych przetworów, białego cukru.
Potem przeczytałam mnóstwo książek, zrobiłam sobie testy na nietolerancje pokarmowe i zgodnie z nową wiedzą o jedzeniu i o sobie, mozolnie dostosowałam do niej swoje menu.
- Odrzuciłam pszenicę i żyto, w zasadzie wszystkie glutenowe zboża, ale też kukurydzę i ryż. Dotyczy to też miksów mąk bezglutenowych, zawierają spulchniacze i sporą ilość jakichś tajemniczych E. Tym samym pozbawiłam się możliwości kupowania chleba i ciastek w sklepie, ale też odkryłam że można bez tego żyć i to nawet całkiem przyjemnie. Teraz zaczyna się powoli mówić o tym, że gluten jest niezdrowy, pszenica szkodliwa, że zboża zakwaszają organizm, sporo ludzi odkrywa swoje w tym temacie nietolerancje. Pozostałe zboża staram się ograniczać, nie są podstawą mojego jedzenia, tylko dodatkiem.
- Odrzuciłam jajka, mój organizm ich nie toleruje w znacznym stopniu. To pokrywa się zresztą z najczęściej występującymi alergiami. Mogłabym pewnie jeść przepiórcze i czasem to robię, ale raczej od święta, są małe i upierdliwe w obróbce.
- W dużej części nie jem nabiału - żadnych żółtych ani białych serów, jogurtów, mleko i masło raczej tylko sporadycznie do wypieków, ghee, czasem sery owcze albo kozie. Bardzo rzadko jakieś sery pleśniowe do których mam słabość, chociaż nie powinnam. Według niejednej teorii dietetycznej krowie mleko wcale nie jest dla nas tak dobre, dlaczego tyle małych dzieci po prostu go nie toleruje?
- Nie jem wieprzowiny ani kurczaka - to moje nietolerancje, ale też pokrywają się częściowo z dietetyczną wiedzą - wieprzowina to tłuste i niezdrowe mięso. Zresztą mięso jadam dość rzadko. Częściej ryby ale nie te hodowlane - raczej łosoś lub dorsz.
- Jem w bardzo dużych ilościach warzywa i owoce, to jest moja podstawa. Tylko z wyjątkiem psiankowatych - pomidora, papryki i ziemniaków, na które bardzo konsekwentnie wyszły mi nietolerancje.
- Używam również sporo olejów ale tylko nierafinowanych, jem wszystkie orzechy poza ziemnymi, które zresztą orzechami nie są.
- Nie używam białego cukru, tylko trzcinowy, miód, syrop z agawy, ksylitol. Ale w ogóle staram się z cukrem nie przesadzać.
Ta dieta układa się dla mnie w pewną logiczną całość. Moje nietolerancje pokarmowe nie są przypadkowe - to nie jest słabość mojego organizmu, to jego zdrowy rozsądek, który bardzo konsekwentnie mówi, że nie chce mieć do czynienia z żadnymi najbardziej popularnymi produktami wysokoprzemysłowego rolnictwa.
A co z faktem, że w jadłospisie naszego świata właśnie te produkty występują głównie?
No własnie to jest przewrotność naszej cywilizacji i stąd pewnie wiele problemów z jakimi się borykamy.
JAKIE SĄ PROFITY
- w miesiąc po rozpoczęciu diety przestałam brać leki na żołądek i jelita - a miałam stwierdzony zespół jelita drażliwego. Do tej pory te leki nie są mi potrzebne, chociaż lekarz przepowiadał mi inną przyszłość.
- od roku przeziębiłam się tylko raz, trwało to dwa dni, bolało mnie trochę gardło, zero kataru i kaszlu. Nigdy wcześniej mi się tak nie zdarzyło, zawsze trwało to tydzień - katar, ataki kaszlu, ból głowy, osłabienie.
- zapomniałam o bólu głowy, nie pamiętam gdzie mam Ibuprom jeśli w ogóle go mam.
- ze zdumieniem odkryłam, że potrzeba mi mniej snu i budzę się wcześniej, przytomna i zazwyczaj w dobrym humorze.
- nie było to w ogóle moim celem, nigdy nie miałam nadwagi, nigdy się nie odchudzałam, nie ograniczałam ilości jedzenia, ale po rozpoczęciu diety stopniowo schudłam z 8 kilo, po czym waga się zatrzymała i nie mam żadnych jej wahań.
To jest wyraźny dowód na to, że czasem warto zaryzykować i spróbować czegoś innego niż tony tabletek - od bólu głowy, na niestrawność, na przeziębienie, na odchudzanie, na florę jelitową. Nawet nie zwracałam uwagi na to jak dużo tabletek biorę, wydawało mi się że to normalne, że czasem przecież człowieka coś boli bo tak już po prostu jest.
Myślę, że każdy może spróbować we własnym zakresie, nawet nie tak radykalną dietę, wystarczy na początek po prostu odwrócić proporcje tego co się je, żeby na własnej skórze doświadczyć różnicy.
I wtedy już raczej nie ma powrotu.Dominika
Niesamowite jak wiele nas łączy - jeśli chodzi o ograniczenia, ale i podejście do jedzenia, leczenia... U mnie dieta od marca - też bez glutenu, jajek i mleka krowiego. Faktycznie wiele problemów ze zdrowiem znika, wzrasta odporność. I o ile na początku byłam przerażona jak to będzie, jak dam radę, to teraz nie widzę problemu. Jedynie podczas podróży i odwiedzin dieta bywa kłopotliwa:/ Dużo zdrówka! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo, najwięcej odstępstw to właśnie z powodu wyjazdów i imprez. Ale się tym tak nie przejmuję, liczy się to co na codzień się je. Ja nie zdążyłam być przerażona dietą, bo przerażona to byłam raczej potencjalną diagnozą jaka nade mną wisiała, choć ostatecznie nie potwierdziła się. A potem to już gotowanie mi się spodobało na tyle, że nie myślę o zmianach. Pozdrawiam, Twój blog na bieżąco odwiedzam, mam w planach sporo też wypróbować :)
UsuńJestem właśnie w trakcie zbierania wszelakich informaji na temat odżywiania - i znalezienia dla siebie złotego środka. Czy mogłabyś napisać, które książki poleciłabyś do przeczytania (im więcej tym lepiej :)? Które dały Ci najwięcej do myślenia?
OdpowiedzUsuńTeż muszę sobie zrobić testy - bo mój wiecznie zapchany nos najlepiej świadczy o tym, że czas coś zmienić w swojej diecie.
Pozdrawiam!
Wiesz, ja się absolutnie nie czuję ekspertem w tej dziedzinie. To co mnie najbardziej dało do myślenia niestety nie zostało wydane w języku polskim. To książka amerykańskiego kardiologa Williama Davisa "Wheat Belly" o pszenicy i mechanizmach działania przemysłu rolniczego na wielka skalę. Trochę można przeczytać tutaj: http://nowadebata.pl/2011/10/13/buszujacy-w-pszenicy/. Nastepną pozycją była książka amerykańskiej lekarki Terry Wahls chorej na SM "Minding My Mitochondria" bo u mnie było takie podejrzenie. Ale książka jest ciekawa dla wszystkich. Z pozycji po polsku czytałam "Zdrowie zgodne z grupą krwi" Jamesa D'Adamo i "Dieta paleo" Lorena Cordaina. Jakoś dziwnym trafem wszystkie te pozycje napisane przez lekarzy a nie dietetyków, takim ufam i takie książki warto wybierać. Ja nie czytałam ale warto poszukać jeszcze jakiejś pozycji Ewy Dąbrowskiej - orędowniczki diety owocowo-warzywnej. Dużo wniosków można wyciągnąć ze swoich nietolerancji pokarmowych i to polecam. No i z obserwacji swojego organizmu, kierując się własnym rozsądkiem. Powodzenia w szukaniu, pozdrawiam serdecznie!
UsuńDziekuję za informację. Jednocześnie chciałabym się dopytać o parę szczegółów osoby, która ma juz jakieś doświadczenie w ustawianiu sobie diety:
OdpowiedzUsuń- dlaczego odrzuciłaś ryż (czytałam wiele peanów np na temat ryżu brązowego u chociążby Paula Pitchforda)?
- jak sobie komponujesz dietę żeby zapewnić odpowiedni poziom białka w pożywieniu, co stanowi jego gł źródło?
- no i wapń; nie wiem dlaczego, ale norma jak dla mnie bez spożywania nabiału i to w dużych ilościach jest nieosiągalna, głowię się nad tym najbardziej ze względu na dzieci... jak sobie radzisz z tym makroelementem?
Dużo tego - ale co 2 głowy to nie jedna :).
Pozdrawiam cieplutko!
- ryż odrzuciłam z prostego powodu, we krwi wyszły mi nań przeciwciała, najniższego stopnia więc zdarza mi się go jeść tyle że sporadycznie, nie mam innego powodu i dlatego u każdego będzie inaczej
Usuń- ja nie wiem jaki jest odpowiedni poziom białka, inny dla mnie inny dla mojego męża jeszcze inny dla Ciebie. Źródłem moim jest bardzo sporadycznie jedzone przeze mnie mięso, ryby 1-2 razy w tygodniu, niewielkie ilości roślin strączkowych, zbóż, jem sporo orzechów.
- wapń - jest sporo wapnia w warzywach, roślinach strączkowych, mięsie i rybach, wystarczająco na nasze potrzeby. Natomiast mleko zakwasza organizm, przy diecie ubogiej w zboża i mleko, nie zakwaszającej, wapń nie jest nadmiernie wypłukiwany z organizmu. Mleko jest również najczęstszym alergenem obok pszenicy i jajek. Co nie znaczy że nigdy go nie jem - zdarza mi się głównie w wypiekach raz na jakiś czas.
Ponieważ ja często opieram się na swoich nietolerancjach wykrytych we krwi, moja dieta nie powinna być wskazówką dla nikogo innego poza mną. Ja tylko mogę opisywać co jem, czego nie jem, dlaczego tak zdecydowałam i jakie to powoduje u mnie efekty. Każdy swoje pytania powinien postawić sobie sam, sam próbować na nie odpowiedzieć a potem podjąć ryzyko.
Jeszcze jedno spostrzeżenie. Po przeczytaniu polecanego przez Ciebie wywiadu z Williamem Davisem jestem nieco przerażona. Jadamy kaszę jaglaną często - i mogłabym wręcz na sniadanie obiad i kolację. Szczerze mówiąc nigdy sobie nie zawracałam tym głowy - ale pod wpływem wymienionego wywiadu sprawdziłam jej indeks glikemiczyny - jest wysoki, bardzo wysoki.
OdpowiedzUsuńWidzę, że stosujesz ją obficie zamiast standardowych zbóż - więc moje pytanie: czy sądzisz, że jej spożywanie jest rzeczywiście wskazane?
Przepraszam za natłok moich pytań, ale gubię sie już w tych wszystkich doniesieniach i chciałabym "wykorzystać" kogoś bardziej ogarniętego w temacie od siebie :)
Trudno w kilku słowach opisać moje jakieś przyjęte podstawy, które sobie tworzyłam mozolnie przez ostatni rok, na podstawie przeczytanych książek i kopania w internecie ale postaram się uczciwie na to odpowiedzieć, tylko muszę się wspomóc trochę książkami, więc na post powyżej odpowiem troszkę później. Co do kaszy jaglanej - po pierwsze nie zawiera glutenu tu wszyscy są zgodni że szkodliwego, po drugie jest jedynym zbożem nie zakwaszającym organizmu, indeks ma wysoki ale niższy niż chleb pszenny. Nawet Davis w swojej książce przyznaje że indeks glikemiczny nie jest do końca wiarygodnym sprawdzianem zdrowotności, i pozostałe zboża poza pszenicą są mniej szkodliwe. Poza tym ja nie stosuję jej obficie, weź pod uwagę że ja nie jem żadnego chleba, makaronów, naleśników, pierogów, pizzy. A kaszę jaglaną, owies czy grykę jem może dwa, trzy razy w tygodniu - to jedyne zboża jakie jem, czy to naprawdę dużo? Wydaje mi się że nie, podstawą moich posiłków są warzywa i tych jem najwięcej, wszystko pozostałe to tylko dodatek. Wiem, że można się pogubić i dlatego najważniejsze jest żeby kierować się własną logiką, obserwacją swojego organizmu, nie ma jednej uniwersalnej diety dla wszystkich, choć są pewne podstawowe zasady.
UsuńDziękuję za Twoje odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńPytam pytam - bo bardzo błądze. A im więcej czytam i pytam - tym bardziej czuję się "jak dziecko we mgle".
Z jednej strony naczytałam się o chabanince tyle złego - że moja pierwsze myśli to oczywiście skończyć z nią. Ale przecież coś w zamian trzeba jeść. Zboża niekoniecznie są ok, strączki jakoś mnie do końca nie przekonują bo skoro tyle w nich różnych toksyn to czy rzeczywiście są stworzone dla człowieka?
Poza tym mam grupę krwi 0 - więc jakbym miała wierzyć Adamo - to jednak na mięsku powinnam się czuć najlepiej. I może w tym trochę prawdy jest, chociąż sam Adamo nie przekonuje mnie tak do końca ze swoimi szufladkami dietetycznymi.
I tu koło się zamyka...
Więc - błądze oj błądze i pytam kogo mogę :). Może mnie olśni wreszcie.
Pozdrawiam
PS. Miło mi, że zajrzałaś na mój blog.
Gdzieś przeczytałam myśl bardzo mądrą: że wszystkie te systemy - grupy krwi, paleo, weganizm (oczywiście stosowane w sposób mądry i konsekwentny) są w stanie dokonać cudu z poprawą zdrowia. Przyczyna jest jedna - ograniczenie żywności przetworzonej i sztucznych dodatków, bo tak naprawdę to nam szkodzi. Więc możesz wybrać sobie co Ci odpowiada i tego się trzymać. A co do zbóż, mięsa i strączków - wśród nich też są lepsze i gorsze. Zboża wybierajmy mniej przetworzone i lepiej orkisz niż pszenicę, soję stosujmy rzadziej, z mięs wybierajmy chude - wieprzowina jest najgorsza, a mleko chośby kozie. Ważna jest też różnorodność, jedzienie kaszy jaglanej na śniadanie, obiad i kolację to nie najlepszy pomysł :) I będzie dobrze, zobaczysz :)
UsuńMasz rację - ładnie to ujęłaś. Myślę, że ja nie zdając sobie do tej pory z tego sprawy, właśnie tak robię - utwierdzam się w przekonaniu, że to co wybieram na nasz stół jest dla nas dobre. Ciężko znaleźć obiektywną informację na temat danego produktu. Np z quinoa: wszyscy wychwalają ją pod niebiosa wyliczają jej zalety, ale już nikt nie wspomni, że ma ona sporo saponin, które w dużej ilości mogą nam szkodzić (właśnie dlatego dopytywałam się o ryż - czy słyszałaś o jakichś zagrożeniach przy jego regularnym spożywaniu). Wolę pytać kogo można, żeby czegoś nie przeoczyć. Wolę być ostrożna.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz Ci dziękuję. Dodałaś mi pewności siebie. :)