czwartek, 10 stycznia 2013

DŻEM PROSTO Z DRZEWA

Strąki wyglądają jak wielkie bure robale.
Po obraniu jeszcze gorzej.
Po spróbowaniu... niebo w gębie. Gotowy dżem prosto z drzewa.
A w środku gładkie błyszczące nasiona, które aż się proszą o zrobienie naszyjnika.
Albo bransoletki.

TAMARYND

Kupiony przypadkiem w markecie w Czechach, podczas świątecznego urlopu. I tylko dzięki Adamowi, który takich eksperymentów się nie boi. Ja pewnie najpierw przejrzałabym internet - co to jest i jak się to wykorzystuje, poszukałabym przepisów i dopiero potem zastanowiłabym się nad kupnem. A Adam po prostu zdjął z półki i włożył do koszyka. Uznał, że leżą na stoisku spożywczym, więc niejadalne być nie mogą. Dzięki mu za to. Mnie tamarynd kojarzył się tylko z kupioną wieki temu pastą o nieprzytomnie kwaśnym smaku, która raz użyta, do tej pory leży w lodówce. A tu niespodzianka. Pyszny słodko-kwaśny gotowy dżem, prosto ze strąka i bez gotowania. Nie będę tu pisać o jego wartościach - to każdy może sobie sprawdzić sam - jak każdy owoc na pewno jakieś ma, wikipedia mówi że jest jadalny i to najważniejsze. Podobno tez chętnie jedzony przez małpy - one na pewno wiedzą co dobre.
Ma tylko jedną wadę - w pewnych okolicznościach, bo nam w domu to w ogóle nie przeszkadzało. Nie ma sposobu (albo my nie opracowaliśmy), żeby zjeść go w sposób kulturalny, bez uciapciania sobie rąk i nie tylko, oraz wypluwania pestek.

Pestki od razu nasunęły mi pomysł zrobienia z nich jakiejś biżuterii, bo mają niepowtarzalne kształty, piękny głęboki kolor, są błyszczące i wydają przy poruszaniu taki stukający naszyjnikowy dźwięk. Potem przeczytałam w internecie, że moje skojarzenie było najzupełniej prawidłowe, ponieważ z nasion wyrabia się biżuterię.


Jeśli traficie na niego gdzieś przypadkiem, nie wahajcie się ani chwili. Warto spróbować, ma niepowtarzalny smak. U nas nie poleżał długo, choć paczka była spora. Jeśli gdzieś w sklepach go znajdziemy, nie powstrzymamy się przed kupieniem ponownie. Teraz już bez żadnych wątpliwości.

Dominika

5 komentarzy:

  1. Dobrze znam.
    Jest w ciągłej sprzedaży w Leclerk.
    Nie potrzeba przywozić zza granicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo a ja często to widywałam na straganach w Londynie, ale jakoś nie wiedziałam jak się za to zabrać. Teraz wiem, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to ciekawostka! Nigdy nie jadłam. Będę szukać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam, nie jadałam. Brzmi zachęcająco!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam, nigdy nawet nie widziałam. Ale będę popatrywać, czy gdzieś nie mają takiego "dziwactwa" :)

    OdpowiedzUsuń