Było tak.
Grożę Wiciowi, że jeżeli nie nałoży sobie też sałatki z pokrzywy, nic w ogóle nie dostanie. Ale Wicio rzuca się przede wszystkim na cukinię. Raptem drapieżnie wyciągnięty przez niego widelec zamiera. Gorzka okazała się niemiłosiernie. Ta cukinia. Podejrzewam, że była to specjalna odmiana o nazwie cukinia wyjątkowo perfidna. Tyle, że w tych marketach nic nie jest nigdy dobrze opisane. My z Pewną Osobą koncentrujemy się więc na bakłażanie, i w jedzeniu i w rozmowie, ja ze względu na swoją kulinarną ambicję, Osoba bo wie, że nieustannie muszę być chwalona, inaczej przestaję gotować. Ale Wiciu, mimo wieku swojego bynajmniej nie dziecięcego, buzię układa w podkówkę i marudzi: Bakłażan to to flakowate? To pewnie z bakłażana gorycz.
Mógłby mieć rację.
Przy bakłażanie istnieje niebezpieczeństwo, że wyjdzie gorzki. Dlatego często zaleca się go najpierw pokroić w grube plastry, posypać solą, poczekać aż wycieknie z niego trochę soku i dokładnie umyć. Ilekroć jednak bakłażana grilluję o goryczy mowy nie ma, bez żadnych uprzednich zabiegów.
A ten konkretny był, no mówię wam, mięciutki, delikatny z nieco intensywniejszym smakiem przy skórce, czosnkiem nie za mocno podbity, odpowiednio kwaskowaty dzięki plastrom pomidora, a pokrzywa z rzodkiewką dodawały całości niezbędnej ostrawej nuty.
Wiciu widząc, że albo zaryzykuje coś jeszcze z naczynia żaroodpornego, albo pozostanie przy swoim chlebie suchym i jednej nadgniłej pomarańczy, w końcu też spróbował, i nawet posłusznie z pokrzywą. Mina nie poprawiła mu się znacząco.
Na to wchodzi Władziu.
Jest on w tych moich jedzeniowych historiach jedyną naprawdę kulturalną osobą. Więc się nie rzuca na
resztki tego co zostało na stole, tylko tak ot sobie spogląda. I czeka aż zaproponuję i ja oczywiście proponuję, bakłażana z pokrzywą. Władziu nic nie mówi, za to cały emanuje, równie gorącym jak jednoznacznym, pragnieniem cukinii.
Zapada nieco krępująca cisza i pośród tej ciszy doznaję olśnienia.
Przypadkiem wynalazłam danie o potencjalnie uzdrawiającej mocy. Tyle, że zły zrobiłam z niego użytek.
Bo Bakłażana Pułapkę powinno się serwować na oficjalnym obiedzie wydanym dla Gości, Którzy Ostatnio Utrudnili Życie Wydającemu. Bardzo oficjalnym. Wymuszającym patologiczną wręcz taktowność. Samemu nałożywszy sobie porcję bez cukinii, można by się rozkoszować widokiem ust konwulsyjnie zwijających się w matematyczny symbol nieskończoności, z których nikt nic się wypluć nie waży.
Układanie w myślach listy zaproszonych, w moim przypadku, zaowocowało niesłychaną błogością. Więc poszłam dalej: wyobraziłam sobie naród polski, w chwilach, gdy już nie daje rady, Bakłażanem Pułapką się karmiący, a w pozostałych chwilach, od złości cudownie uwolniony: uśmiechnięty, życzliwie pomocny. Pogratulowałam sobie w duchu odkrycia nieszkodliwego ujścia dla zbyt łatwo mnożących się frustracji. Nieszkodliwego! Podkreślam - cukinia choć paskudna, nie była trująca, być może nawet była zdrowa. Pewna Osoba twierdzi, że rzeczy naprawdę zdrowe nie mogą być smaczne. Powiedział to, co prawda, o sałatce z pokrzywy, przy cukinii zamilkł.
W każdym razie z tych nieskromnych rozważań wyrywa mnie Wiciu. Zasad savoir vivru, nie tylko nie zna, nawet nie ma pojęcia, że w ogóle istnieją, więc oznajmia: no dobra, ale to idę wypierzyć do kompostownika, bo tego się żreć nie da. (Wybaczcie, ale jeśli chodzi o Wicia, jego wypowiedzi na język ogólno akceptowalny tłumaczyć się nie da, a nie zawsze też da się całkiem je pominąć). Władziu wreszcie rozumie, że do cukinii go zniechęcałam, nie dlatego, że mu jej żałuję. Nakłada sobie ostatni kawałek bakłażana, przymusową porcję pokrzywy i spoglądając tak niewinnie i łagodnie, jak tylko on spoglądać potrafi pyta: mogę zjeść u siebie? I już wiadomo, że coś ukrywa. Rzeczywiście, odpowiednio indagowany, zaraz się przyznaje, że paellę. Lubię paellę – mówię zgodnie z prawdą – wezmę resztkę tej pokrzywy i idę z tobą. Ponieważ to blog tematyczny o zdrowym jedzeniu, natychmiast prostuję, żeby mnie czasem ktoś opacznie nie zrozumiał: zdrowo jeść to znaczy niewiele. Zamierzałam tej paelli jedynie spróbować. Co i tak mi się nie udało bo Władziu rozpaczliwie błaga: Kiedy
indziej, nie dzisiaj. Bo dzisiaj paelli mam już bardzo mało. I wybiega z tym co upolował.
To jest paella Władzia. Po kilku dniach zrobił więcej i się podzielił, co uczciwie tu odnotowuję.
Agnieszka
Ach ta wizja narodu Bakłażanem Pułapką karmiącego się, gombrowiczowska w swej nucie, zaiste kusząca :)
OdpowiedzUsuń