środa, 27 czerwca 2012

GOŚCIU UGOTUJ SOBIE

Od dziecka bardzo nie lubiłam celebrowania posiłków. I chociaż ostatnio to właśnie ja nawołuję Pewną Osobę do wspólnego stołowania, to jednak wciąż najważniejsza jest dla mnie swoboda. W efekcie czasem się jedząc spotykamy, ale nie zawsze. Mamy w domu tylko jedną zasadę: nie jemy mięsa. Poza tym żadnych obrusów, żadnych zastaw, kilka różnych kubków. (W tym nietykalny kubek na wyłączny użytek Pewnej Osoby. Jeśli nie wytrzymam i ten kubek umyję, budzi to szczerą rozpacz właściciela.
-Oj biedaku – przemawia właściciel – Co też cię spotkało! Musisz bardziej uważać i chować się przed nią. Mówiłem ci – bywa nieobliczalna!)
I tak się już przyzwyczaiłam do ogólnej kuchennej nonszalancji, że jak się okazało trudno mi do jakichkolwiek zasad się nagiąć. 
Pojechałam wreszcie odwiedzić Ewę i popodziwiać jej osiągnięcia w renowacji mebli (Ewa bardzo pięknie zdecoupageowała kredens). I po raz pierwszy u niej w domu, a znamy się bardzo długo, odważyłam się wynegocjować odrobinę kulinarnej niezależności. Niezmiernie mnie to wzruszyło. Bo Ewa matką jest dzieciom i kobietą, w przeciwieństwie do mnie o ład dbającą, i nie pozwalającą podjadać, i łzy w oczach miała gdy ja w jej kuchni wysprzątanej zaczęłam obierać warzywa. Ale zniosła to dzielnie, i słowem też się nie odezwała na moją z kolei odmowę spróbowania krupniku na mięsie z kawałkami kiełbasy. Pewna korzyść z tego wynikła,bo się okazało, że najmłodsza Ewy córka, czyli Emilka lubi fasolkę szparagową, a Ewa narzekała, że jej dzieci żadnych warzyw jeść nie chcą. Ponieważ jednak była to poważna próba naszej wieloletniej przyjaźni, nie mogłam jej uczynić jeszcze trudniejszą.
Że w takich sytuacjach trzeba się uciec do potraw prostych to oczywiste. Ale ja odkryłam, że warto zadbać o to, żeby były to też potrawy kolorowe. Niezbyt jaskrawe - te mogłyby emocje nadto rozkręcić - ale jednak optymistyczne. Zrobiłam więc młode warzywa, którymi nieustannie o tej porze roku się żywię. Potrawę zielono-żółtą, łagodzącą niepokój. Z lekkim optymistycznym pomarańczowym, marchewkowym akcentem zachęcającym by nawet nieoczekiwane zdarzenia przyjmować z radosną ciekawością.

MŁODE WARZYWA
  • brokuł
  • kalafior
  • 1/4 kg fasolki szparagowej
  • 4 młode marchewki
  • młody por
  • 1 pietruszka
  • 2 ząbki czosnku
  • natka pietruszki
  • tymianek, kminek, curry, pieprz cayenne, pieprz i sól
  • oliwa z oliwek
  • masło
Ja lubię wszystkie warzywa gotować razem, żeby swoimi smakami przechodziły. Chociaż w tym wypadku brokuł i kalafior powinny tylko na chwilę być wstawione do wrzątku.
Czyli: wstawiam wodę z odrobiną tymianku (jeśli jest, u Ewy nie było). Do wrzątku wrzucam jedną marchewkę i pietruszkę, fasolkę szparagową (z poobcinanymi ogonkami), odrobinę kminku, i na koniec kalafior i brokuł (porozdzielane na spore kawałki). Pieprz, sól.
Gdy brokuł i kalafior są jeszcze twarde należy je wyjąć.
Czosnek pokroić w cienkie plasterki.
I tu jest moment trudny do zrobienia w nieswojej kuchni, bo trzeba albo zająć aż trzy palniki, albo się dłużej przy garnkach kręcić. Czujnie sprawdzając żeby marchewka się nie rozgotowała, na patelni rozgrzać oliwę z oliwek wrzucić odrobinę soli, plasterki czosnku i brokuł. Ja lubię warzywa twardawe, ale jeśli ktoś chce dogotować, można dodać trochę wody. Popieprzyć. Dusić pod pokrywką (ja pokrywki nie znalazłam).
Tak przyrządzony brokuł można posypać prażonymi płatkami migdałów. Jeśli Ewa jeszcze mnie kiedyś u siebie do gotowania dopuści będę pamiętać o tych płatkach, żeby wypaść bardziej fachowo.
Kalafior albo w drugiej kolejności albo na drugiej patelni. Pokrojonego w plasterki pora wrzucić na rozgrzane masło z odrobiną curry. Potem kalafior. Albo opiekać, albo troszkę podlać wodą. Na koniec dodać pieprzu cayenne i posiekaną natkę pietruszki.
Dla mnie największa trudność polega na tym, żeby kalafiora i pora zanadto nie rozgotować.
Wyjąć fasolkę i marchewkę. Wodę po warzywach razem z pietruszką można wykorzystać do gotowania zupy.
Brokuł, kalafior, fasolkę i marchewkę pokrojoną w plasterki ułożyć na talerzach. 
Do fasolki dodać masło.
Taką zwykłą, gotowaną marchewkę nie każdy lubi (ja lubię) można więc ją potraktować czysto dekoracyjnie (wtedy np. dwie marchewki można zostawić w garnku i zastosować do zupy).

Agnieszka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz