Jak śpiewali kiedyś Skaldowie z Łucją Prus "wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają". Pewna Osoba odleciał do ciepłych krajów, ja zostałam. Poza tym jednym wersem tekst Osieckiej nic nie ma wspólnego z moją kulinarną i poza-kulinarną sytuacją. Nie zgadza się ani czas, ani atmosfera rozdzierających rozstań. U Osieckiej "gęsi już wszystkie po wyroku, nie doczekają się kolędy", tymczasem Pewna Osoba poleciał całkiem dobrowolnie i w nielicznych telefonach brzmi jak człowiek bardzo zadowolony ze swojego odlotu, a i ja korzystam z możliwości pochowania wreszcie do szafek wszystkiego co Pewna Osoba ciągle wyciąga i zostawia na wierzchu. Nie wspominając o tym jaka wolność muzyczna mi teraz nastała. Mogę słuchać choćby i muzyki armeńskiej, bez obawy, że ktoś ją znienacka przełączy na męcząco-hałaśliwą stację radiową. A jednak mi ckliwie i nostalgicznie, bardzo ckliwie i nostalgicznie, dlatego "gra mi" w głowie "W żółtych płomieniach liści".
Mogłabym napisać, że z tego wszystkiego ugotowałam zupę, wedle pomysłu Pewnej Osoby, ale to nieprawda. Bo każde z nas gotuje zupełnie inaczej i ja znoszę w różnych potrawach dużą ilość indyjskich przypraw, za którymi nie przepadam, tylko wtedy, kiedy za tę odrobinę smakowego dyskomfortu, zyskuję obiad zrobiony przez kogoś innego. Teraz hołduję diecie minimalistycznej, która na pewno ma jakąś swoją nazwę i ideologię, bo cóż nie ma teraz nazwy i ideologii. Dieta minimalistyczna polega na tym, że je się cokolwiek, kiedy głód okazuje się silniejszy od lenistwa.
Zupa Pewnej Osoby jest chwilowo wspomnieniem. Podczas świątecznego wyjazdu z Dominiką i Adamem, każdy popisywał się mistrzowskimi daniami. Tylko ja, jako człowiek niezwykłej skromności, ustępowałam chełpliwcom pola. Dzięki temu, że powstało przy Dominice, i że jej smakowało, dzieło Pewnej Osoby zostało uwiecznione. Bo Pewna Osoba nie uznaje żadnych przepisów. W dodatku jest mężczyzną czynów a nie teoretycznych rozważań. Trzeba było więc Nieustraszonej Dominiki, żeby z niego wydobyć co tam po kolei wkrawał i dodawał.
No i proszę, jest nawet zdjęcie! A tymczasem Pewna Osoba w ciepłych krajach zgubił kolejny aparat fotograficzny.
Składniki:
(porcja dla 4 osób)
- 4 marchewki
- 2 pietruszki
- ćwiartka selera
- mały por
- pół kilo dyni
- garść łuskanej fasoli mung - może być również dowolna soczewica
- 15 cm. imbiru
- 6 ząbków czosnku
- oliwa do smażenia
- po sporej szczypcie przypraw - czarna gorczyca, kumin, tandoori masala, ostra przyprawa z Kerali (indyjska przyprawa Pewnej Osoby, o niezwykłej wprost ostrości - opcjonalnie)
- spora szczypta czarnuszki
- spora szczypta kurkumy
- sól do smaku
- opcjonalnie jogurt do podania - u nas było bez
Pokrojony w plasterki por, posiekany czosnek i drobno posiekany w kosteczkę imbir podsmażamy na oliwie wraz z gorczycą, kuminem i tandoori. Pozostałe warzywa pokrojone w drobną kostkę zalewamy w garnku wodą i zagotowujemy. Dodajemy sól, czarnuszkę, kurkumę. Podsmażone na patelni warzywa również dokładamy do garnka. Gotujemy do miękkości warzyw.
Agnieszka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz