Po długich, długich namowach udało mi się przekonać Dominikę do wspólnego gotowania. To miała być szybka szarlotka, która przekonałaby mnie, że pieczenie ciast to nic strasznego. Komplikacje zaczęły się już na etapie ustalania co mam w domu. Miałam niewiele, w dodatku się rozchorowałam i jechanie do sklepu odpadało (zresztą nawet jeślibym pojechała, to gdzie w niedziele znalazłabym niesiarkowane rodzynki?). Dominika pojawiła się uzbrojona w młynek, rodzynki, migdały i przystąpiłyśmy do dzieła. Ale na wstępie oznajmiła, że sama kasza jaglana nie wystarczy, bo się nie sklei. Znalazłam resztki kaszy gryczanej. I zaczyna się pokaz, że ręczne mielenie to igraszka. Dominika oczy to wybałusza, to mruży, sapie, wzdycha, krzesło pod nią trzeszczy. Nooo... niezłe to mielenie, myślę sobie. I niby to kurtuazyjnie proponuję, że pomogę.
Przez chwilę przejmując przedmiot niewinnie wyglądający, myślę sobie o słynnym pierwszym polskim zapisanym zdaniu: "Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj." Językoznawcy spierali się o dokładne znaczenie tego językowego zabytku (czy ostatnie słowo to poczywaj czyli odpocznij, czy podziwiaj czyli popatrz jak się to robi). A mnie przyszła do głowy zupełnie nowa interpretacja. Być może wcale nie mąż do żony to mówił, ale w księgę w trzynastym wieku spisaną przez cysterskiego opata zabłąkało się zdanie z jakiegoś średniowiecznego warsztatu wyzwalania kobiecości, na którym żarna uczestniczki wręcz sobie wyrywały...
Ale jak tylko spróbowałam poruszyć rączką młynka skojarzenia z jakąkolwiek fizyczną przyjemnością natychmiast mnie opuściły. To już lepiej było się na siłownię umówić. Nie chciało się mielić w ogóle. Dominika zasapana wyjaśniła rzeczowo, że to przez kaszę gryczaną.
- Myślisz, że jest oszukana, że ktoś zamiast ziaren nawrzucał małych kamyczków? - spytałam narażając się na jedno z tych pogardliwych spojrzeń, za którymi nie przepadam.
- Kasza pewnie jest stara - wyrokuje Dominika. Jasne, że stara, bardzo stara. Wydobyłam ją z zapomnianych szafkowych otchłani. Ale co to szkodzi?
- Wyschła. Dlatego się nie mieli - być może, ja tam się nie znam. W każdym razie ledwie ze dwa razy mi się udało rączką ruszyć i już znów Dominika młynek przejęła. I znów sapie, wzdycha, krzesło pod nią trzeszczy, aż mnie zazdrość bierze. Tak kilka razy się to odbyło - ilekroć ja przejmowałam rączkę młynka, mielenie traciło swoje ekstatyczne działanie.
W każdym razie wyprodukowanie zdrowej, bezglutenowej mąki nie okazało się ani szybkie ani proste. I dalej napięcie rosło. A to gdzie jest soda (kto przy zdrowym cieście sody używa?), a to gdzie jest olej, w czym piec, ja się uwijam, nurkuję po szafkach, szukam podaję i co słyszę?
- O gdyby tak to cały czas wyglądało, to ja bym nie gotowała. Nie dość, że wszystko muszę zrobić to jeszcze się tyle nagadać - to Dominika niewdzięczna, a ja jej tak grzecznie młynka ustępowałam.
Chociaż mój mus jabłkowy, który opisałam w poprzednim poście został doceniony (i sfotografowany), niestety tyle go zjadłyśmy wprost ze słoika, że na cieście było za mało. (Agnieszka)
Po tym z lekka przydługim :) aczkolwiek dramatycznym wstępie koleżanki (pomijam mało znaczący fakt, że ręce do dziś mnie bolą, a dotychczas w domu mi się to nie zdarzało chociaż ciast wyprodukowałam już dostatek, mieląc mąki zawsze ręcznie), przechodzimy do konkretów, czyli do przepisu. Albowiem efekt końcowy był zadowalający, co udowodniłyśmy zjadając je (więcej zjadła Agnieszka pomimo narzekań na obecność w cieście tofu).(Dominika)
Składniki:
spód:
- kubek mąki gryczano-jaglanej - u nas zmielona z wielkim trudem ze stuletniej kaszy gryczanej i nieco świeższej kaszy jaglanej
- kubek płatków jaglanych - pomysł na dodanie płatków urodził się kiedy stało się oczywiste, że nie będziemy w stanie zmielić tyle kaszy, całe szczęście że miałam je przy sobie
- 1/4 kubka oliwy
- 1/4 kubka cukru trzcinowego
- paczka tofu naturalnego - 180g
wypełnienie:
- mus śliwkowo-jabłkowy z poprzedniego postu - może być dowolny mus lub po prostu uprażone jabłka
posypka:
- garść płatków jaglanych
- garść sezamu
- garść orzechów włoskich
- garść płatków migdałowych
- 2 łyżki oliwy
- łyżeczka cukru trzcinowego
Składniki na spód zmieszać razem i wyrobić ciasto. Nie trzeba go rozwałkowywać, nie szkodzi że trochę się kruszy, wystarczy wylepić nim formę wyłożoną papierem lub folią. U nas była to forma 20x30 cm. Na ciasto nałożyć warstwę musu owocowego i posypać płatkami i orzechami lekko zmieszanymi z cukrem i oliwą. Piec w temperaturze 180 stopni około 40 minut.
Można podawać z naturalnym jogurtem ale nie jest to niezbędne.
Wszystkich naszych dotychczasowych czytelników serdecznie pozdrawiamy.
Dominika i Agnieszka
Bardzo fajny przepis :)
OdpowiedzUsuńMożna zastąpić czymś tofu?
Można zastąpić tofu bananem rozgniecionym na papkę lub 3 łyżkami zmielonego siemienia lnianego zalanego 9 łyżkami wody. Albo po prostu dodać około pół szklanki dowolnego mleka roślinnego.
UsuńDziękuję za szybką odpowiedź :D
Usuń