piątek, 13 września 2013

CHORWACKIE ZDOBYCZE I JESIENNE PLANY

Na zdjęciu prezentuje się dumnie wszystko to, co w Chorwacji najlepsze, do czego zawsze przed wakacjami tęsknimy, i między innymi dlatego ostatnio nasze wakacyjne wyjazdy, choćby nie wiem jak długo wymyślane, zawsze się kończą w Chorwacji.
Na zdjęciu:
Wino o swojskiej nazwie proszek, jak widać, czy raczej nie widać, już w znacznej mierze wypite. Jest to bardzo słodkie wino czerwone lub białe, którego ja jestem fanką ale koneserom wina nie przypadnie do gustu, bo jest nieziemsko słodkie. Można je kupić z domowych winiarni, w oficjalnym sklepowym obiegu jest rzadko.
Oliwa, domowa, dobra, aromatyczna, można ją tam kupić w prawie każdym domu, a zanim się kupi można popróbować (warto próbować, bo bardzo się różni, czasem jest delikatna a czasem ostra) i trochę się potargować, co czasem odnosi skutek a czasem nie.
Ajwar kupiony w markecie, wybór duży różnych firm, z reguły smaczne.
Pasta bakłażanowa składająca się z tego samego co ajwar, tylko w odwrotnych proporcjach i z użyciem zielonej papryki dla jednolitego koloru. Był to eksperyment, nigdy wcześniej takiej nie jedliśmy, ale ja się w niej od razu zakochałam.
Zupełnie nie chorwacki specjał, dynia butternut, której w Łodzi nigdy nie udało mi się dostać, a dużo o niej czytałam. W Chorwacji jest w każdym markecie, nie wypadało nie spróbować od razu, a potem kupić do domu.
Migdały prosto z drzewa, trochę zbierane z ziemi już opadłe, a trochę zrywane z gałęzi. W smaku zupełnie jak migdały, tylko trochę mniejsze i bardziej płaskie od tych ze sklepu, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni.
Trochę muszelek wyłowionych przez Adama, niejadalne ale śliczne i zawsze jest trochę zabawy z łowieniem.
Aha i jeszcze figi, nie można o nich zapomnieć, chociaż nie da się ich przetransportować i pozostają już tylko w pamięci, bez zdjęcia. Cała Chorwacja jest ich pełna, zielone i fioletowe, obłędnie słodkie i całkiem darmowe psiurki, rosnące wszędzie, czasem zrywane trochę ukradkiem, bo może jednak ktoś się do nich poczuwa. Ale co tam, trzeba się objeść tak, żeby starczyło na cały rok.

Ponieważ wino natychmiast wypiliśmy, oliwę oddamy przyjaciołom, ajwarem i pastą bakłażanową opychamy się nieprzyzwoicie na co dzień a muszelki są raczej niejadalne, więc zostaje mi tylko przyrządzić jakąś niesamowicie wykwintną potrawę z dyni butternut i migdałów. Będzie to dynia faszerowana, nie byle co, muszę tylko opracować przyzwoity farsz.

A to najbliższe plany na przyszłość, już jesienne w wyrazie. Wspomniana już chorwacka dynia, polska dynia hokkaido, kabaczek z działki rodziców, który miał być tez dynią ale okazał się niespodziewanie kabaczkiem i melon, który najprawdopodobniej zostanie pożarty przez nas na surowo i bez dodatków. Wszystkie te wspaniałości przypadkiem należą do wspólnej rodziny dyniowatych, nawet melon, co odkryłam ze sporym zdumieniem. Do końca września w takim razie mamy co jeść.

Dominika

4 komentarze:

  1. Kochana!
    Ja właśnie jestem w Chorwacji i poszukuję ze znajomymi dobrego słodkiego wina. Czy mogłabyś podać mi nazwę tego, które polecasz? W jakiej cenie kupiłaś oliwę, nasz gospodarz skądś nam przyniósł po 70kn/1l, czy to dobra cena?

    Pozdrawiam!
    P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Wam ta oliwa smakuje to cena jest dobra. My kupowaliśmy czasem nawet po 80kn/l. Taniej niż te 70 raczej nigdzie nie było. To wino o którym piszę nie jest do kupienia w sklepie, nazywa się wszędzie tak samo - "Prosek" tylko s jest z czapeczką i czyta się "sz". Trzeba próbować bo u każdego gospodarza smakuje trochę inaczej, natomiast jest zwykle bardzo słodkie. Sklepowych słodkich win chorwackich nie znam.

      Usuń
  2. Wszystko ładnie i pięknie... a gdzie kebabcziczi? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do kebabczici to mam specjalne plany :) Więc na razie głośno nie mówię, tylko z Adamem ponegocjuję

      Usuń