Czasem zdarzają się takie dni, kiedy przypadkowe, pozornie rozbiegane we wszystkie strony elementy, nagle łączą się w jedną spójną całość. I nagle rozsypana układanka staje się kompletna. Gdyby nie mój ateizm można by tu upatrywać sił wyższych, ale poprzestańmy na tym, że czasem po prostu się tak zdarza. Cuda natury. Otóż wstałam któregoś dnia i poczułam, że nie bardzo wiem w jakim celu, ale namoczę daktyle. Wyschnięte były bardzo i wymagały moczenia, ale nie miałam w stosunku do nich żadnych planów. To było rano. Po południu Adam postanowił sobie zrobić na obiad kaszę na słodko. Kupiony świeży tamarynd okazał się być nie taki znowu świeży i jedyną szansą na wykorzystanie go wydawała sie zrobiona z niego pasta, która teoretycznie mogła posłużyć jako dodatek do kaszy. Ale po zrobieniu z tamaryndu pasty okazało się, że chociaż tamarynd jedzony ze strąków jest bardzo słodki, to w postaci zmiażdżonej nagle robi się kwaśny jak nie wiem co. Kasza z tamaryndową pastą nie wypaliła, a sama pasta stała sobie na stole i groziło jej niestety wyrzucenie do śmieci, choć nie lubimy tego robić. Wieczorem Adam spróbował mnie nakłonić, żebym z tą jego pastą jednak coś zrobiła. Nie do końca przekonana zerknęłam do internetu i do moich starannie zebranych różnych przepisów. Jednak nic mi się nie nasuwało, niewiele poza tym było w domu oprócz wspomnianego tamaryndu. I nagle znalazłam. Puzzle ułożyły się w całość i już było wiadomo po co namoczyłam rano daktyle. Chatney z tamaryndem - potrzebna jest do niego właśnie tamaryndowa pasta i daktyle. No i jeszcze kumin ale tego u nas nigdy nie brakuje. Przedstawiam jeden z najpyszniejszych sosów, kojarzy się z Indiami od razu, chatney z tamaryndem wg przepisu z bloga Mirencji, w którym natychmiast obydwoje się zakochaliśmy.
- pół szklanki miąższu z świeżych strąków tamaryndu - opisanego przeze mnie tutaj - można zastąpić gotową pastą tamaryndową, choć pewnie wtedy będzie trzeba dodatkowo czymś dosłodzić, taka pasta jest bardziej kwaśna
- 150 ml wody
- szklanka namoczonych wcześniej daktyli trochę posiekanych
- pół łyżeczki soli
- pół łyżeczki zmielonego kuminu
Wszystkie składniki włożyć do rondelka i gotować na średnim ogniu, do momentu aż składniki ładnie się połączą i zaczną przypominać marmoladę. Gotowy sos po przełożeniu do słoiczka przechowywałam kilka dni w lodówce.
Można używać do wszystkiego czego dusza zapragnie, jest pyszny, kwintesencja indyjskiego smaku. Do kotletów warzywnych, do placków, naleśników, surowych warzyw - jako dodatek, ma intensywny smak, nie trzeba go dużo.
Dominika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz