Ponieważ serek z kaszy jaglanej ostatnio zawładnął moim umysłem, zaczęłam kombinować jak można stworzyć z niego jakąś konkretną potrawę. Pierwszym pomysłem było oczywiście zagęszczenie go agarem, co niniejszym wcieliłam w życie z niezłym efektem. Zrobiłam ten sernik w dwóch wersjach, obie były dobre, druga mnie prawie całkiem usatysfakcjonowała. Pewnie jeszcze nie raz go popełnię. A zestawienie kaszy jaglanej z bananem i pomarańczą uważam za jedno z moich lepszych osiągnięć, które ostatnio ciągle śni mi się po nocach. Oczywiście efektownie byłoby na wierzch wylać jakąś galaretkę owocową, tak jak zazwyczaj sernik na zimno się robi. Ale to już przerosło moje możliwości. Nie można mieć wszystkiego, i tak było pysznie.
SERNIK JAGLANY NA ZIMNO
Składniki:
- 3/4 szklanki surowej kaszy jaglanej
- czubata szklanka owoców - u mnie porzeczki biała i czerwona z niewielką domieszką agrestu (w drugiej wersji pomarańcza i banan, można też dodać trochę startej skórki pomarańczowej - mega aromatyczne, wiem bo zmiksowałam nie do końca obraną pomarańczę)
- szklanka mleka kokosowego ( w drugiej wersji po prostu woda)
- 5 łyżek syropu z agawy do kwaśnych owoców ( do banana i pomarańczy wystarczą dwie albo wcale i miód do podania)
- 1 do 1,5 płaskich łyżeczek agaru w zależności od oczekiwanej konsystencji, przy jednej deser jest miękki jak świeży ser, tyle tylko że mniej więcej trzyma kształt, im więcej tym bardziej przypomina galaretkę
- w drugiej wersji była też garść rodzynek
Kaszę ugotowałam w 1,5 szklanki wody. Wrzuciłam do miksera owoce oraz kaszę i syrop. Zmiksowałam na masę. W rondelku zagotowałam mleko lub wodę. Ostrożnie dosypałam agar i rozmieszałam trzepaczką, żeby dokładnie się rozpuścił, bez grudek. Chwilę pogotowałam, po czym wlałam zawartość rondla do miksera z masą jaglano-owocową i wymieszałam. Zawartość miksera przełożyłam do formy, wystudziłam i włożyłam sernik do lodówki, żeby zgęstniał. Po około godzinie w lodówce był już dobry. Jadłam polany miodem.
Pierwsza wersja była zdecydowanie bardziej kwaśna za sprawą polskich sezonowych owoców. Druga wersja (banan i pomarańcza) już zdecydowanie sezonowa nie była i polska wcale, ale moim zdaniem tworzyła bardziej fascynujące połączenie. Ten wariant był zrobiony z użyciem mniejszej ilości agaru i to też było lepsze, sernik nie miał konsystencji twardej galaretki, raczej rozpływał się w ustach. Ale kształt trzymał, i dał się pokroić, co widać na zdjęciu. Obie wersje były wprost stworzone do podania z polewą miodową, więc nie warto słodzić zanadto samej masy, żeby potem bez skruchy móc sobie polać swój kawałek obficie miodem.
Dominika
Mniam bardzo apetycznie wygląda.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na szarlotkę na zimno :)
Bardzo mi się ten przepis podoba, zawładnął moim umysłem i czeka w kolejce do zrobienia:)
OdpowiedzUsuńWarto, oj warto :)
Usuńa czy można użyć tego sernika jako masy. Tzn chciałabym zrobić biszkopt z galaretką, ale nie wiem z czego zrobić tą taką piankę co jest pomiędzy biszkoptem a galaretką.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej można, na dowolnym spodzie i z galaretką na wierzchu :)
Usuń