Dawno nie przygotowywałam w domu ryby. Z reguły zostawiam sobie ryby na okoliczności restauracyjne. Ale przechodziłam ostatnio koło sklepu rybnego i coś mnie natchnęło. Jedyna dostępna w owym sklepie świeża ryba to był łosoś. A więc niech będzie łosoś, jak najprościej.
Przepis z bloga smakoterapia.
PIECZONY ŁOSOŚ
Składniki:
(3- 4 porcje)
- filet z łososia ze skórą - pół kilograma
- 3 ząbki czosnku
- 6 gałązek tymianku - mogłoby byc więcej
- oliwa
- sos sojowy - u mnie bezpszenny Tamari
- sok z cytryny
Filet nacięłam w 1,5 cm plastry, tak żeby nie przeciąć skóry. Natarłam mięso sosem sojowym i sokiem z cytryny i zostawiłam na pół godziny w tej marynacie. Potem ułożyłam w naczyniu do pieczenia, w rozcięcia włożyłam cienkie plasterki czosnku i listki tymianku, wierzch skropiłam oliwą. Piekłam w temperaturze 180 stopni około 30 minut (trzeba patrzeć czy się rumieni z wierzchu, być może po 20 minutach już będzie ok).
Jedliśmy od razu, nawet nie zdążyłam zrobić pięknych zdjęć całości, bo poszłam tylko po aparat, a kiedy wróciłam połowy już nie było, Adam się nią zaopiekował, twierdząc że tak pysznej ryby dawno nie jadł. Rzeczywiście była pyszna, soczysta, aromatyczna, mięciutka. Reszteczkę odgrzałam w piekarniku na kolację.
Dominika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz